Kilka myśli o posłudze nadzwyczajnych szafarzy Komunii świętej
Kim jest akolita / nadzwyczajny szafarz? Słowo „akolita” pochodzi z języka greckiego: „akoluthos” oznacza: towarzyszący, posługujący, uczeń. Akolita w Kościele rzymskim to mężczyzna pomagający kapłanowi w sprawowaniu Eucharystii, wraz z diakonem lub – kiedy nie ma diakona – w części przejmujący jego zadania. Funkcje akolitów pełnili mężczyźni świeccy, wybrani spośród wspólnoty, cieszący się nienaganną opinią, a także kandydaci do stanu kapłańskiego. Z tej posługi z czasem wyodrębnili się ministranci, mężczyźni dorośli, których dopiero z biegiem czasu zastąpili młodzi chłopcy.
Akolitów wspomina się w dokumentach Kościoła rzymskiego już w III wieku. Posługiwali podczas Mszy Świętych papieskich, spełniając różne zadania. Przenosili szkatułę zawierającą Ciało Pańskie (nie było wtedy jeszcze znane tabernakulum, nie było stałych kościołów w takim sensie, w jakim są one dzisiaj, dlatego zapas Komunii św. był przechowywany w domach kapłanów, a także w domach akolitów, jeśli do kapłana było daleko). Pomagali w zbieraniu darów ofiarnych, przygotowywali chleb i wino do Mszy św. Podtrzymywali obrusy, na których biskupi i kapłani dokonywali łamania chleba eucharystycznego. Zanosili do kościołów rzymskich tzw. „fermentum” (był to konsekrowany chleb eucharystyczny ze Mszy Świętej papieskiej - kapłan celebrujący Mszę Świętą w swoim kościele parafialnym podczas obrzędu łamania chleba przed Komunią Świętą wpuszczał odrobinę Hostii ze swojej Mszy oraz „fermentum” z Mszy papieskiej na znak jedności z biskupem Rzymu). Akolici zanosili też Komunię Świętą do chorych i uwięzionych podczas prześladowania chrześcijan. Jednym z takich akolitów był św. Tarsycjusz, który poniósł śmierć męczeńską w Rzymie za panowania cesarza Decjusza (249-251), kiedy miało miejsce jedno z najbardziej krwawych prześladowań. Tarsycjusz pewnego dnia, jak zwykle, zanosił Komunię św. do więzienia. Na jednym z placów spotkał swoich kolegów, pogan, którzy zapraszali go do zabawy. On świadomy, że nie może teraz narazić świętych postaci na znieważenie, zaczął uciekać. Chłopcy jednak dogonili Tarsycjusza, a widząc, że coś ukrywa przed nimi, chcieli koniecznie zobaczyć, co to jest. Tarsycjusz bronił Eucharystii i wtedy został ciężko pobity. Przechodzący przypadkowo żołnierz, również chrześcijanin, uwolnił Tarsycjusza i zaniósł go do domu, gdzie chłopiec zmarł, Komunię przedtem oddawszy kapłanowi. Jest patronem ministrantów i akolitów. Ponieważ często tę funkcję, w ramach przyuczenia się do sprawowania liturgii, wypełniali kandydaci do kapłaństwa, z czasem akolitat stał się pośrednim stopniem do święceń kapłańskich i należał do czterech tzw. mniejszych święceń.
Dlaczego zniknęła posługa akolity?
W okresie średniowiecza, kiedy była bardzo duża liczba duchownych, a w związku z tym także bardzo duża liczba kandydatów do stanu duchownego, zwłaszcza wywodzących się z coraz liczniejszych wspólnot zakonnych, świeccy zostali wyparci z tej posługi. Był to czas – można tak rzec - nadmiaru duchownych w stosunku do potrzeb Kościoła i z posługi akolity, podobnie jak lektora, zrezygnowano nie dlatego, żeby widziano w niej coś niestosownego, ale po prostu stała się zbędna. Przetrwała jednak w krajach misyjnych, gdzie przez cały czas – na zasadzie nadzwyczajnego przywileju – powierzano świeckim katechistom przechowywanie Najświętszego Sakramentu, dostarczanie go do odległych miejscowości oraz udzielanie Komunii św. chorym i także w czasie niedzielnych nabożeństw, kiedy nie był obecny kapłan. Tak działo się również w czasie wojen, rozruchów, w sytuacjach prześladowania wierzących, choćby w czasie rewolucji francuskiej, hiszpańskiej, meksykańskiej czy sowieckiej.
Współczesna posługa akolity w liturgii
Papież Paweł VI w 1972 r. zniósł tzw. mniejsze święcenia i ustanowił dwie posługi: lektoratu oraz akolitatu. Lektora i akolity od tej pory nie wyświęca się, lecz ustanawia. W ten sposób Paweł VI nie wprowadził niczego nowego, ale przywrócił zaniechaną tradycję Kościoła. Kierował się oczywiście tym, że w latach 70-tych XX wieku nie tylko w krajach misyjnych, ale i w wielu innych, dotąd dobrze prosperujących wspólnotach kościelnych, zaczynał się dawać odczuć brak kapłanów. Soborowa reforma liturgii również kierowała się zwiększeniem udziału świeckich w sakramentalnym i obrzędowym życiu Kościoła dlatego, że liczba kapłanów w wielu miejscach była już niewystarczająca. Ustanowić może wykonujących te posługi biskup lub wyższy przełożony zakonny. Akolitą może być mężczyzna: alumn seminarium duchownego przygotowujący się do kapłaństwa lub inny świecki mężczyzna. Alumn zostaje akolitą na czwartym roku studiów i jest nim do czasu przyjęcia diakonatu, natomiast inny mężczyzna świecki jest ustanawiany akolitą na stałe. Prawo Kościoła pozwala również, aby akolitą, tak jak lektorem, została kobieta. W Polsce przepis Konferencji Episkopatu ogranicza jednak taką możliwość do sióstr zakonnych, umożliwiając im posługę zazwyczaj tylko w obrębie własnej wspólnoty zakonnej. Na bazie funkcji akolity prawo kościelne dopuszcza też posługę nadzwyczajnego szafarza Komunii św., który jest prawie tym samym, co akolita, jednak jego czynności są nieco ograniczone, ponadto nie jest ustanowiony na całe życie, ale jego posługa musi być co jakiś czas odnawiana przez biskupa.
Co należy do zadań nadzwyczajnego szafarza?
Udzielanie Komunii Świętej podczas Mszy Świętej lub po za nią. Ponieważ jest szafarzem nadzwyczajnym, może to czynić w braku odpowiedniej liczby kapłanów lub diakonów, gdyby bez pomocy szafarza liturgia nadmiernie wydłużyła się, albo gdy kapłan np. z powodu stanu zdrowia może jakoś przewodniczyć Mszy św., ale nie jest w stanie rozdzielać Komunii. Szafarz może też udzielać Komunii przy okazji np. Drogi Krzyżowej czy innego nabożeństwa w kościele lub kaplicy, gdzie w danym dniu z braku kapłana nie jest odprawiana Msza św. Jest to więc wspaniała szansa dla kościołów i kaplic filialnych, gdzie kapłan nie jest w stanie dotrzeć częściej, niż raz lub dwa w tygodniu. Coraz bardziej kurczące się szeregi duchowieństwa być może wkrótce doprowadzą do tego, że nawet w każdą niedzielę nie do każdej kaplicy i kościoła dotrze kapłan.
Szafarz może zanosić Komunię Świętą chorym w szpitalach lub w domach prywatnych. W braku kapłana lub diakona mógłby akolita zanieść Komunię umierającej osobie w formie Wiatyku. Może ją także zanieść więźniom albo innym osobom nie mogącym bez własnej winy przybyć na liturgię. Nadal więc kapłan odwiedzałby chorych raz w miesiącu, aby mogli skorzystać ze spowiedzi, a szafarz mógłby udzielać im Komunii św. w każdą niedzielę i w każde święto.
Wolno również szafarzowi dokonać wystawienia i repozycji Najświętszego Sakramentu, jednak bez prawa błogosławienia i przewodniczenia adoracji, jak to czynią kapłani i diakoni. Akolita podczas adoracji jest równy wszystkim zgromadzonym na niej. To kolejna szansa dla kościołów i kaplic filialnych, gdzie ludzie będą mogli częściej adorować Pana Jezusa czy gromadzić się na nabożeństwach przed Najświętszym Sakramentem. Otworzenie tabernakulum, przeniesienie świętych postaci może być również dokonane przez szafarza np. w sytuacji prac remontowych, sprzątania kościoła czy w razie jakiegoś zagrożenia (chociaż wtedy w zasadzie mógłby to zrobić każdy, np. strażak).
Czy na ważność albo godziwość Komunii św. wpływa to, kto jej udziela?
Posługa akolitów oraz nadzwyczajnych szafarzy bywa czasem obciążona kontrowersjami. Także w naszej parafii spotyka się osoby, które podważają ważność, godziwość czy zasadność takiej posługi. Na co więc trzeba zwrócić uwagę? Zacznijmy od tego, że szafarz czy akolita nie spełnia funkcji kapłańskich, bo kapłanem nie jest. Jego zadanie to pomaganie kapłanowi w wykonywaniu świętych czynności. Ale też rozdawanie czy przenoszenie Komunii św. czynnością kapłańską nie jest. Dlatego nie używamy nazwy: „nadzwyczajny szafarz Eucharystii”, ale „nadzwyczajny szafarz Komunii św.” Szafarzem Eucharystii, czyli tym, kto konsekruje, jest tylko biskup lub prezbiter. Nie jest nim nawet diakon, mimo że jest wyświęcony i jest duchownym. Nie można konsekrować chleba i wina, nie będąc kapłanem. Ale święte postacie zakonsekrowane przez ważnie wyświęconego kapłana nie stracą swojej świętości z tego powodu, że będą przechowywane, przenoszone i rozdawane przez świeckiego, który kapłanem nie jest. Skoro Ciało Pańskie nie przestanie być Ciałem Pańskim np. wtedy, kiedy złodziej w złym zamiarze włamie się do tabernakulum i np. dokona ich zniszczenia (mówimy wtedy, że sprofanowano Najświętszy Sakrament), to tym bardziej Ciało Pańskie nie przestanie być Ciałem Pańskim wtedy, kiedy człowiek odpowiednio przygotowany, ustanowiony, z polecenia władzy kościelnej, z wiarą i ze czcią dotyka go, aby rozdawać braciom lub wystawić do adoracji. Ręce muszą być konsekrowane, żeby konsekrować. Ręce do rozdawania muszą być tylko czyste (w sensie dosłownym i moralnym oczywiście). Jeśli do tego są jeszcze pobłogosławione przez biskupa, to nie ma już przestrzeni na żadne wątpliwości. Posługa szafarzy czy akolitów jest kontestowana przez głównie dwie grupy ludzi, których poglądy pozostają jednak w stałym konflikcie z Kościołem i z Ojcem św. (mamy tu na myśli nie tylko Franciszka, ale wszystkich papieży od Pawła VI poczynając, ze św. Janem Pawłem II włącznie):
Pierwsza grupa to tzw. „tradycjonaliści”. Są gorliwymi zwolennikami liturgii trydenckiej (czyli sposobu sprawowania Mszy św. i organizacji życia sakramentalnego Kościoła według założeń Soboru Trydenckiego – XVI w.) Powołując się na słowo „tradycja” zapominają jednak, że tradycja Kościoła liczy sobie 2 000 lat. Tradycja nie powstała na Soborze Trydenckim, przeciwnie, Sobór Trydencki jest tylko częścią tej tradycji. Jest jednym z wielu soborów, ani jedynym, ani najważniejszym. W tym sensie nazywanie siebie „tradycjonalistami” jest nieuczciwe. Biorąc pod uwagę całość XX wieków tradycji Kościoła musimy zauważyć, że posługa akolitów dłużej była wykonywana, niż nie była. Jeśli szanujemy Tradycję, to chyba proporcja 2 000 lat do zaledwie 400 lat mówi sama za siebie. Przywiązanie do jakiegoś jednego tylko, wyrwanego z całości elementu tradycji na pewno tradycjonalizmem nie jest.
Druga grupa to osoby, które są wyznawcami różnorakich „prywatnych objawień”, w których rzekomo Matka Boża (najczęściej ona) ma się wypowiadać na temat szafarzy, przyjmowania Komunii „na rękę”, „na stojąco” itp. Np. w Oławie Maryja miała powiedzieć, że kiedy ktoś stoi przy Komunii św., to Jezus „odwraca się i odchodzi”. O większą bzdurę teologiczną trudno, cała chrześcijańska tradycja nie zna pojęcia „dekonsekracji”, czyli takiego mechanizmu, żeby Ciało Chrystusa przestało nim być. Nawet w wypadku świadomej profanacji Jezus nie „odchodzi”, nadal Eucharystia jest Eucharystią. Należy stwierdzić z całą stanowczością, że każdy, kto uważa się za katolika, jest zobowiązany zachować posłuszeństwo nauczaniu Kościoła. Jednym z dogmatów wiary katolickiej jest, że w sprawach wiary i moralności Ojciec św. posiada przywilej nieomylności. Ponadto w tym co stanowi tradycję Kościoła, na podstawie tzw. „władzy kluczy” Ojciec św. ma prawo dokonywać zmian, odczytując aktualne potrzeby i wyzwania ludu Bożego. Nic więc dziwnego ani niezwykłego, że w jakimś momencie jeden papież zaniechał takich posług, a w innym momencie inny je przywrócił. Miał do tego pełne prawo, a sytuacja Kościoła już w XX wieku wyraźnie wskazywała na potrzebę zabezpieczenia posługi eucharystycznej tam, gdzie kapłanów może brakować. Każda osoba więc, która twierdziłaby, że Komunia św. udzielana przez szafarzy jest „nieważna” czy „grzeszna”, a w dodatku rozpowszechniałaby takie poglądy, popełnia grzech przeciwko jedności Kościoła i przeciwko prawdom wiary katolickiej, a jako taka nie może w ogóle przystępować do Eucharystii, dopóki nie zmieni swoich poglądów. Wszelkie objawienia tzw. prywatne muszą być potwierdzone przez Kościół, a będą tylko wówczas, kiedy ich treść będzie zgodna z Pismem św. i nauczaniem Kościoła w całej jego Tradycji. Nigdzie w wypadku objawień uznanych, np. w Fatimie, Lourdes, czy też w wypadku św. Faustyny nie ma takiej sprzeczności. Jezus czy Matka Boża widzącym przypominają czy też mocniej podkreślają prawdy, które już są obecne w nauczaniu Kościoła. Nigdy się nie sprzeciwiają obowiązującej nauce, a jeśli potępiają, to nadużycia i odstępstwa od tej nauki. Np. zachęcając do częstej Komunii św. czy do praktyki pierwszych piątków miesiąca Pan Jezus objawiający się św. Małgorzacie Marii Alacoque sprzeciwiał się praktykom jansenizmu. Jansenizm natomiast, powszechnie obecny w XIX w., nie był nauką Kościoła, ale herezją – owszem, rozpowszechnianą pod pozorem „większej pobożności”, ale jednak fałszywą i szkodliwą. Ludzie z lęku, aby nie obrazić Boga, rzadko (prawie nigdy) nie przystępowali do Komunii św. uważając, ze nie są godni. Niby z pobożności – a diabeł się cieszył, że nie przystępują. Tymczasem ustanowienie akolitów i szafarzy jest jednoznaczną decyzją Kościoła, zakorzenioną w tradycji i wprost uznaną przez Ojca św. Czyli to nie może być błąd, a objawiająca się istota, która sprzeciwia się decyzjom Ojca św. i nauce Kościoła, na pewno nie jest ani Maryją, ani tym bardziej Jezusem. Inna rzecz, że w tych objawieniach, które zostały potwierdzone, Maryja czy Jezus polecają, wręcz nakazują działać „widzącym” w jedności z kapłanami czy z biskupami. Św. Faustynę, gdy miała jakieś wątpliwości, Jezus mógł przecież pouczyć sam, a jednak odsyłał ją do spowiednika i do matki przełożonej. Tam zaś, gdzie objawiająca się istota wzywa do sprzeciwiania się ustanowionym praktykom Kościoła, na pewno nie przychodzi ona z nieba. Wszystkim skłonnym do łatwego wierzenia w rzekome objawienia, orędzia, głosy z nieba przypominam, że zły duch, kiedy ma skusić człowieka prymitywnego, podsuwa mu propozycje prymitywne: cudzołóstwo, obżarstwo, pijaństwo, chciwość itd. Kiedy jednak kusi dusze subtelne, wznoszące się wyżej, to również pokusa musi być subtelniejsza i zwykle ubiera się on wtedy w kostium pobożności. Św. Faustyna powtarzała za św. Ignacym, że „diabeł może się ubrać w kostium pobożności, pokory, a nawet miłosierdzia, ale nigdy nie ubierze się w kostium posłuszeństwa, bo ten go pali żywym ogniem”. Dusze pobożne chcąc lepiej czcić Boga i mu służyć, czasem nieroztropnie „łykają” takie zachęty do większej, ale fałszywej z gruntu pobożności (jak wspomniany już jansenizm). Lekarstwem na to jest posłuszeństwo – konfrontowanie tego, co „mi się wydaje”, z tym, czego naucza Kościół. Na drodze posłuszeństwa nigdy się nie pobłądzi.
Posługa akolitów i szafarzy jest cennym darem dla Kościoła. Zwłaszcza że liczba kapłanów maleje i będzie malała w sposób zatrważający. Wobec tego ludzie w niektórych miejscach i w niektórym czasie albo będą mieli eucharystię z rąk szafarzy, albo będą jej pozbawieni. Z czego Pan Bóg się bardziej ucieszy, a z czego zły duch?
Post scriptum: Bajka o szafarzu i „strasznym demonie”
Całkiem niedawno na skrzynkę parafii przyszedł e-mail (jak wynikało z listy odbiorców, nie tylko do nas, ale i do wielu innych adresatów), o treści mniej więcej takiej:
Pewien pobożny pan zgodził się zostać tak zwanym szafarzem Komunii św. Gdy pewnego razu rozdawał Komunię św. na chórze, ujrzał przed sobą demona o strasznej twarzy. Demon przemówił do niego: „Już niedługo będziesz z nami tam, na dole. Nie wolno ci TEGO dotykać, bo nie jesteś klechą.” Pan ten szybko wyspowiadał się i nigdy więcej tego już nie czynił. To ważne, więc wyślij komu możesz.
Co myślicie o tej historii? Nie wiem, czy jest tego warta, ale spróbujmy ją przeanalizować. Bo być może otrzymacie na swoje maile lub znajdziecie podrzucone przez kogoś w kościele, skserowane inne tego typu bajki. Rozbierzmy na części pierwsze tę jedną, żebyście wiedzieli, jak się zabrać do innych, gdyby do was trafiły.
Po pierwsze: nazwałem to bajką, bo bajka od opisu rzeczywistości (reportażu, opinii naukowej czy np. w okolicznościach kościelnych składanego świadectwa) zazwyczaj różni się tym, że bajka jest absolutnie niekonkretna („za górami, za lasami, za siedmioma rzekami”), podczas gdy opis rzeczywistości jest właśnie konkretny i opatrzony szczegółami możliwymi do sprawdzenia (czas i miejsce akcji, świadkowie, okoliczności, źródła pozyskanej wiedzy). Fikcja celowo jest opowiadana tak, żeby mogła się wydarzyć „wszędzie i nigdzie”, żeby nie dało się tego sprawdzić: „pewien pan”, „ w pewnej parafii”, „pewnego razu”... Opis rzeczywistości, gdyby ona była prawdziwa, powinien by brzmieć na przykład tak: „Pan Stefan Kowalski z Parafii św. Magdaleny w Starych Koszałkach (diecezja siedlecka) zgodził się zostać szafarzem. Gdy 2 lutego 2002 roku w swoim kościele rozdawał Komunię św., wówczas…” Rozumiecie? Ile razy jakaś historia przerażająco-mistyczna będzie się zaczynała w ten sposób: „Pewien pan”, „pewien kościół”, „pewnego razu” – włóżcie ją między bajki i najlepiej nie czytajcie dalej.
Po drugie: coś się tu nie klei. Pan został szafarzem – rozumiem, że za namową swojego księdza. Ktoś go przecież do tej posługi przygotował (kilkumiesięczne studium teologiczne!), zapewne niejeden ksiądz głosił tam wykłady, dalej jakiś biskup go do tej posługi pobłogosławił, a przed tym błogosławieństwem jeszcze odbył rekolekcje. I to wszystko nie rozwiało jego wątpliwości, że podejmuje posługę ważną, dobrą, potrzebną Kościołowi? Nie utwierdziło go na tyle, ile trzeba zarówno w wierze, jak i w rozumieniu swojej funkcji? I w dodatku kiedy jego wiara zachwiana została dziwnym zjawiskiem, poszedł do spowiedzi (to akurat dobrze, bo tam trzeba wyjaśniać swoje wątpliwości), a spowiednik nie wytłumaczył mu, że nie ma powodu do niepokoju? Że robi coś dobrego, ważnego i potrzebnego? Jeśli odszedł od spowiedzi i „już nigdy tego nie czynił”, czyli porzucił posługę szafarza, to jestem skłonny uwierzyć, że nie tylko widział demona; ale też że demon ów przygotował cały spisek: najpierw chłopa wystraszył, a potem w konfesjonale podsunął mu jakiegoś „natankowca”, sekciarza, który utwierdził biednego człowieka w jego błędnym mniemaniu. Czyli szatanowi nie chodziło o to, żeby chronić Najświętszy Sakrament przed czymś niegodnym, ale o to, żeby skłonić człowieka do nieposłuszeństwa Kościołowi. Ten szafarz z bajki nie grzeszył, kiedy rozdawał Komunię św. Zgrzeszył nieposłuszeństwem przeciwko wierze i wspólnocie Kościoła, kiedy przestał ją rozdawać. Jasne?
Po trzecie (a trzecie wynika z drugiego i tu dochodzimy do sedna sprawy) – czy widzieliście kiedyś demona, który ostrzega człowieka, żeby nie grzeszył? Historia Kościoła nie zna takiego przypadku. Jeśli więc rozdawanie Komunii św. przez świeckich rzeczywiście byłoby grzechem, to demon powinien się cieszyć, siedzieć cicho i utwierdzać owego pana w tym, co robi. Demon ostrzegający przed piekłem? Niezły żart…
Podsumowując: nie wiem, co ten pan zobaczył na chórze. Może monstrum o strasznej twarzy wcale nie było demonem, tylko rozczochraną i rozhisteryzowaną członkinią jednej z wielu grup o znamionach sekty, utrzymujących swoich wyznawców w przekonaniu, że są „jedynymi prawdziwymi katolikami” i „obrońcami tradycji”. Owszem, jestem skłonny też uwierzyć, że demon w tej historii zadziałał, ale tylko w ten sposób: żeby skłonić do nieposłuszeństwa i rozbić jedność Kościoła. Żeby zasiać zamęt. Bo demon dbający o cześć Najświętszego Sakramentu przekracza jednak granice mojej wyobraźni. Zwracam jeszcze uwagę na końcowe słowa: „Poślij dalej”. Jeśli posyłasz choć jednej osobie, to przyczyniasz się do siania zamętu i popełniasz grzech przeciwko wierze oraz jedności Kościoła. Z tego trzeba się spowiadać. W razie wątpliwości masz konfesjonał i kapłana. A na drodze posłuszeństwa Kościołowi nikt nie pobłądzi.