Nasze nowe organy zostały poświęcone dziś o godz. 17.00 przez ks. proboszcza Pawła Bryka. Pan organista Zygmunt Miecznik w kilku zagranych utworach pokazał możliwości dźwiękowe instrumentu.
Pod zdjęciami znajdziemy tekst o naszych organach.
W liturgii głos ludzki ma pierwszeństwo przed wszelkimi instrumentami. Akompaniament na organach i innych instrumentach ma ułatwiać Ludowi Bożemu udział w świętych obrzędach, przyczyniać się do głębszego zjednoczenia wiernych, podtrzymywać ich śpiew, ale nigdy go nie zagłuszać. Zawsze pełni funkcję służebną wobec słowa. Przygrywki i tzw. postludia są integralną częścią śpiewów. Muzyka instrumentalna (kompozycje instrumentalne i improwizacje organowe) stosowana zgodnie ze wskazaniami Kościoła, wzbogaca liturgię. (...) W Kościele łacińskim organy piszczałkowe należy mieć w wielkim poszanowaniu jako tradycyjny instrument muzyczny, którego brzmienie potęguje wzniosłość kościelnych obrzędów, a umysły wiernych porywa ku Bogu i rzeczywistości nadziemskiej. Organy należy tak umieścić, by służyły ludowi i zespołowi śpiewaczemu, a także by były dobrze słyszane. Instrument elektroniczny dopuszcza się do użytku w liturgii jako tymczasowy. Nie należy więc dodawać do niego sztucznego prospektu, ale dążyć do budowy organów piszczałkowych." (Instrukcja o muzyce kościelnej zatwierdzona na 377. Zebraniu Plenarnym Konferencji Episkopatu Polski, Lublin, 14 października 2017 r.)
Zgodnie z powyższymi wskazaniami, mamy wprawdzie przygotowany dla naszego kościoła projekt prawdziwych organów piszczałkowych, jednak koszt budowy takiego instrumentu to około 2 300 000 zł., czyli obecnie całkowicie poza zasięgiem naszych możliwości. Nie wchodzi w grę również sprowadzenie używanego instrumentu z jakiegoś zamykanego kościoła w Niemczech bądź w Holandii, gdyż chór naszej świątyni jest nietypowy. Sprawę komplikuje okrągły witraż z wizerunkiem Chrystusa Króla, który za typowym instrumentem byłby niewidoczny, a zdobycie używanego instrumentu dostosowanego do takich warunków graniczyłoby z cudem. Poza tym sprowadzić używane organy to tak, jak sprowadzić używany samochód - nigdy nie wiadomo, ile kryje w sobie niespodzianek. Wobec tego w momencie, kiedy organy zakupione do naszego kościoła po jego wybudowaniu ostatecznie postanowiły zakończyć swój żywot (a w chwili zakupu już nie były nowe), nie pozostało nam nic innego, jak zdecydować się na kolejny instrument elektroniczny. Przedłużamy tym samym "tymczasowość", ale... Instrukcja Episkopatu Polski, w ślad za wytycznymi watykańskimi, powstała kilkadziesiąt lat temu (w 2017 r. nie została utworzona od podstaw, tylko nieco "odświeżono" jej poprzednią wersję) i wówczas organy elektroniczne rzeczywiście prezentowały dość niskie możliwości, a kojarzyły się głównie z muzyką rozrywkową. Ich denerwujące nieraz "brzęczenie" w oczywisty sposób odróżniało się od brzmienia prawdziwych instrumentów piszczałkowych. Ponadto nie produkowano modeli o przeznaczeniu typowo kościelnym, a raczej uniwersalne, które z konieczności trafiały także do kościołów i kaplic. Wraz z rozwojem technologii cyfrowej pojawiły się firmy, które całą swoją uwagę skupiły na funkcji sakralnej i pojawiło się wiele modeli, których dźwięk nawet doświadczony słuchacz z trudem odróżnia od brzmienia instrumentu klasycznego. Do tego rozwój systemów nagłośnienia sprawił, że brzmienie instrumentu wydaje się być doskonałym naśladownictwem tradycyjnych organów piszczałkowych. Poszukując instrumentu do kościoła zdecydowaliśmy się na fabrycznie nowy model Viscount Sonus 60, w wersji: "jak najlepsze urządzenie w jak najtańszym opakowaniu", czyli bez ekstra-dodatków bardzo podnoszących cenę (okleina z naturalnego drewna, profilowana ławeczka dla organisty itp.). Kompromis jakości do ceny zaowocował kwotą 51 000 zł. za instrument. Do tego niezbędny był nowy system nagłośnienia, złożony z 5 specjalistycznych głośników, wzmacniacza i miksera, w cenie 14 000 zł. Słuchając instrumentu zwróćmy uwagę, że mamy takie wrażenie, jakby odzywały się naprzemiennie piszczałki po obu stronach chóru. Tymczasem to, co widzimy, to tylko atrapa. Piszczałki umieszczone na chórze nie grają i nigdy nie grały, a ich jedynym zadaniem jest... zasłaniać głośniki. Tymczasem głośniki sterowane cyfrowo pracują w sposób "inteligentny", tak jakby faktycznie grały piszczałki, raz z tej, raz z tamtej strony. Ponadto dźwięk emitowany w górę, na sklepienie nawy, "płynie" po niej w stronę ołtarza i jakby sukcesywnie "spada" w dół. To całkowicie inny odbiór, niż w starym instrumencie, do złudzenia przypominający efekt pracy piszczałek pneumatycznych.
Zakup tego sprzętu możliwy był dzięki pożyczce 50 000 zł., którą mamy spłacić w ciągu 12 miesięcy. 15 000 zł. to nasze oszczędności, które już zapłaciliśmy. Będziemy wdzięczni za ofiary, które pozwolą nam planowo spłacić powstałe zobowiązanie (numery rachunków parafialnych dostępne na stronie). Podkreślam, że zdecydowaliśmy się na zakup w sytuacji awaryjnej: stary instrument dzięki zapobiegliwości organisty - p. Zygmunta bardzo długo był ratowany przed ostatecznym zgonem, jednak doszło do tego, że części zamienne nie są już dostępne ani u producenta, ani w żadnych sklepach internetowych. Z tygodnia na tydzień włączały się bezpowrotnie kolejne głosy. Tak jakby symbolicznie, w dniu dostawy nowego instrumentu na porannej Mszy "umarły" trzy naraz.
Budowa prawdziwych organów pneumatycznych pozostaje oczywiście naszym marzeniem, ale możemy być na długo spokojni o zapewnione rozwiązanie "tymczasowe". Zgodnie z tradycją Kościoła poświęcenie organów piszczałkowych jest wielką uroczystością, zazwyczaj pod przewodnictwem biskupa. Instrument tymczasowy, jeśli jest odpowiedniej klasy i zaplanowany na dłużej, można również pobłogosławić. Obrzęd składa się z modlitwy błogosławieństwa, pokropienia wodą święconą i okadzenia, a następnie celebrans pięciokrotnie wzywa instrument, aby oddał chwałę Bogu w Trójcy Świętej, Matce Bożej i na koniec aby zjednoczył lud Boży w modlitwie. Zapraszamy do obejrzenia tej ceremonii z niedzieli 22 czerwca 2025 r. na filmie.